Wchodzę do mieszkania uginając się
pod ciężarem świątecznej wałówki jaką dźwigam na plecach od
dworca.
- Mógłbyś czasem odebrać
telefon? - pytam z wyrzutem, widząc rozłożonego na kanapie
Zbigniewa.
- Mógłbym, ale zostawiłem go u
Romy – odpowiada spokojnie, nawet nie racząc podnieść tyłka i
mi pomóc.
- Przywiozłaś pierogi? –
opuszcza łaskawie kanapę, kiedy stawiam wyładowany do granic
możliwości plecak na podłodze.
- Tak, ale możesz o nich zapomnieć – wyrywam mu pojemnik, który przed chwilą wyciągnął
ze środka.
- Coś ty taka rozjuszona? - pyta,
idąc za mną do kuchni.
- No nie wiem, może dlatego że
miałeś mnie odebrać z dworca, o czym raczyłam ci przypomnieć
jakieś sześćset razy, a i tak zapomniałeś?
- O matko, przepraszam – rozkłada
ręce - Zrobię ci melisy na te twoje skołatane nerwy, ok? - ściska
mnie mocno w pasie i całuję w policzek, co kwituję tylko głośnym
sapnięciem.
- Po prostu już zamilcz. I przynieś
te pierogi, to odgrzeję...
Wieczorem, wykończona podróżą,
siedzę na kanapie i beznamiętnie wpatruję się w ekran telewizora,
gdzie jakaś dziennikarka, nadmiernie eksponująca swój biust,
wygłasza wiadomości sportowe. Zbyszek dosiada się do mnie i bez
słowa przypatruje mi się uważnie. Pewnie czegoś chce, więc wolę
go po prostu ignorować.
- Co robisz w Sylwestra? - pyta w
końcu.- Nic spektakularnego, zamierzam zostać w domu i upić się do nieprzytomności przy dźwiękach Queen.
- Aha, a nie chciałabyś wyjść ze mną i Romą?
- Nie-ee...? Szczerze wątpię żebym była wam do czegoś potrzebna – odpowiadam nie odrywając oczu od pasjonujących wiadomości sportowych – poza tym Bobkowi przyda się towarzystwo, coby biedactwo nie zeszło na zawał od wszechobecnych fajerwerków – spoglądam w stronę śpiącego błogim snem yorka.
- No weź, będziesz się kisić w domu? Sama? Delfina... - ja wiem że on się o mnie martwi i że zawsze spędzaliśmy Sylwestra razem, bo akurat to był taki poświąteczny okres, kiedy Zbigniew nie miał żadnej nowej dziewczyny, ale nie mam zamiaru robić za piąte koło u wozu.
- Zbigniew nie truj – uśmiecham się do niego i klepię po kolanie.
- Czasem zachowujesz się jakbyś miała 80 lat – wywraca oczami i wstaje z kanapy.
- Po prostu mam starą dusze – uśmiecham się , na co Zbyś tylko kręci głową z powątpiewaniem.
Przez kolejne dwa dni namawia mnie do
towarzyszenia im podczas sylwestrowej nocy, a ja ze spokojem
odmawiam. Nawet wtedy, gdy w Sylwestra tuż przed wyjściem zadaje
mi to samo pytanie po raz setny.
- Zbysiu idź już i dam mi
spędzić ten czas po swojemu – odpowiadam, patrząc jak od pięciu
minut bezskutecznie próbuje zawiązać sobie krawat.- Daj mi to – wyrywam mu go z ręki.
- Delfina ale … - zaczyna.
- Bartman po raz sto pierwszy mówię ci NIE.
- Och no dobra – poddaje się w końcu – jak wyglądam? - pyta poprawiając marynarkę.
- Znośnie – kwituję przekrzywiając głowę w bok.
- Chciałaś powiedzieć zabójczo, Delfinko. Naprawdę, pozbądź się tych lapsusów słownych – całuje mnie w policzek.
- Tak, tak, wmawiaj sobie... - zamykam za nim drzwi.
Po upływie niespełna dwudziestu
minut słyszę dzwonek. To zapewne Zbyś zapomniał rzeczy
tak prozaicznej jak na przykład klucze.
- Przez tą całą miłość stałeś
się strasznie zapominalski... - stwierdzam otwierając górny
zamek.
- Cześć - Piotrek wita mnie z
uśmiechem błąkającym się gdzieś na jego twarzy. A tego z jakiej
okazji przywiało?
- Cześć? - mierzę go od góry do
dołu.
- Nie chcę być nie miła, ale wiesz
jest Sylwester...nie powinieneś gdzieś imprezować? - pytam. Chociaż
tak na marginesie ciężko mi wyobrazić sobie imprezującego Piotra.
- Zibi trochę się martwił, że
będziesz w Sylwestra siedzieć sama w domu i spytał czy nie mógłby
wpaść i ci potowarzyszyć - wyjaśnia.
Że co? Bartmana pogięło do reszty.
Mam ochotę zadzwonić do niego i zdrowo opieprzyć. Robi ze mnie jakąś sierotę życiową, a ja chciałabym tylko kulturalnie upić
się w samotności. Czy to aż takie nienaturalne?
- Jezu, on potrafi być takim
durniem – kręcę z powątpiewaniem głową – Piotrek dzięki,
ale na pewno masz co robić w Sylwestra - uśmiecham się przepraszająco, nadal niedowierzając, że mam takiego idiotę za
współlokatora.
- Właściwie to nie mam –
wzrusza ramionami. No tak. Trochę to koliduję z moim planem upicia
się w trupa, ale niech tam...
- W takim razie bądź moim
gościem... - zapraszam go gestem ręki do środka.
- Chociaż nie. Poczekaj, znaczy nie
zdejmuj kurtki – stwierdzam po chwili, co spotyka się z jego lekko
zaskoczonym spojrzeniem.
- Mam pustą lodówkę, bo Zbyś
karmi się ostatnio miłością i zapomina zrobić od czasu do czasu
zakupy, kiedy wypada jego kolej. Poza tym ten tutaj pies - wskazuję na Bobka - potrzebuję
wieczornego spaceru, bo potem będzie naćpany środkami uspokajającymi – wyjaśniam.
W trzech osiedlowych sklepach nie ma szampanów, które jak powszechnie wiadomo są niezmiernie chodliwym towarem w sylwestrową noc. W czwarty sklepie kapitulujemy i kupujemy szampan dla dzieci oraz jakieś przekąski. Bezalkoholowy sylwester był moim skrytym marzeniem.
Zanim rzeczonym szampanem wniesiemy
toast o północy, przez godzinę męczymy się z Bobkiem, żeby
wmusić mu walerianę, następne upływają nam na rozstrzygnięciu
kto miał kiedyś gorszego Sylwestra. Z Piotrkiem czas
płynie niesamowicie szybko. Na tyle szybko, że przegapiamy północ,
o czym świadczy masowy wystrzał fajerwerków na zewnątrz.
- Piotrek cholera jasna, przegapiliśmy! -
krzyczę, zrywając się z kanapy i biegnąc na balkon.
Nowakowski wychodzi za mną i w
pośpiechu otwiera szampana.
- Wszystkiego najlepszego –
uśmiecha się do mnie podając butelkę.- Rozumiem że nie potrzebujemy kieliszków?
- Nie ma czasu i tak mamy poślizg – ponagla mnie gestem ręki.
- Szczęśliwego Nowego Roku – wznoszę ją lekko do góry i upijam trochę.
Stoimy chwilę na balkonie wypatrując jakichś opóźnionych fajerwerków, ale chyba tylko my przegapiliśmy noworoczny toast. W kieszeni bluzy rozdzwania mi się telefon. To mocno nie trzeźwy Zbigniew dzwoni z życzeniami. Właściwie wykrzykuję je na tyle głośno, że jestem zmuszona trzymać telefon w odpowiedniej odległości od ucha, żeby nie ogłuchnąć. Z jego bełkotu wychwytuję, że życzy mi miłości i chyba coś o pozdrowieniach dla Nowakowskiego. Radzę mu nie pić więcej, dla jego własnego dobra. Zapominam tylko dodać, że jutro planuję go zabić.
+++
Oswajanie Zbigniewa B. przebiega pomyślnie. A wkrótce coś powinno pojawić się tu
Słowo pisane czyni cuda! Nawet żądzę mordu przemieni w mił...eeee nie, w mniejszą żądzę mordu:)
OdpowiedzUsuńPiotr jest samotny, Delfina jest samotna, a Zbys chce robić za pierdoloną swatkę. Zobaczymy co mu z ego wyjdzie:0
DElfina jest zajebista i będę to powtarzać przy każdym kolejnym rozdziale. Zbigniew powinien przestać się tak o nią martwić, bo jest już dorosła.
OdpowiedzUsuńZawitałam tu do Ciebie zupełnie przez przypadek ale cóż, zostaję na dobre i złe:) Bardzo polubiłam Delfinę i jej pokręcone życie. Mam nadzieję, ze wszystko ułoży się tak jak ona tego chce. Zbyś jak to Zbyś kiedyś zmądrzeje.
OdpowiedzUsuńCzy tu będzie jakaś konsumpcja całkiem nowej znajomości?
OdpowiedzUsuń