Budzę się z okropnym bólem głowy. Czuję się fatalnie, a moje samopoczucie wcale nie poprawia się po tym
jak przypominam sobie wczorajszy wieczór. Zrobiłam z siebie
idiotkę. Zupełną idiotkę. Kładę się z powrotem na kanapę i
szczelnie nakrywam pledem w nadziei że po prostu zniknę, albo
zapadnę pod ziemię. Niestety przychodzi Zbigniew
i jednym gwałtownym ruchem ściąga go ze mnie, uniemożliwiając
wyparowanie mojej osoby. Taka szkoda.
- Co główka boli? - pyta z
bezczelnym uśmiechem.
- Daj mi spokój – odwracam się
do niego plecami i nakrywam bluzą leżącą na oparciu.
- Trzymaj, to powinno ci trochę
pomóc w cierpieniu – słyszę jak stawia na stoliku szklankę,
zapewne z aspiryną.
- Dzięki – szybko
opróżniam jej zawartość.
- Pamiętaj dzisiaj o 17 jest mecz,
więc lepiej szybko dochodź do siebie – instruuje mnie.
Wiedziałam że jego pomoc nie może być bezinteresowna...
Ja się na pewno na żaden mecz
nie wybieram. Po pierwsze, moja głowa nie wytrzyma dzisiaj natężenia
dźwięku, jaki panuje na hali, a po drugie chyba spaliłabym się ze
wstydu wpadając gdzieś na Piotrka.
- Ja dzisiaj raczej odpuszczę – stwierdzam.- Odpuścisz? Nie żartuj, obiecałaś że będziesz. Przyjdzie Roma...
Roma, Roma, Roma... Mam jej po dziurki
w nosie. Nawet jeśli przy bliższym poznaniu całkiem sporo zyskuje.
- Widzisz, jestem tam zbędna. Dama
twojego serca będzie cię dopingowała za nas dwie – rzucam, ani
myśląc się tam pojawić.
- Ale ja chcę żebyś ty tam była,
żebyś mnie wspierała. Roma na pewno się ucieszy.
- Zapomnij Zbyś – mamroczę,
wtulając się w pled.
W najbliższym czasie powinnam wziąć
się za pisanie poradnika o wdzięcznym tytule Brak asertywności -
to takie proste!, albo coś w ten deseń . Miałam nigdzie nie
iść, tak? A gdzie teraz jestem? Na meczu. Z Romą. Towarzyszy mi
również kac gigant, ból głowy i dwulitrowa woda mineralna.
- Nie martw się, opieprzę go gdy
tylko opuści płytę boiska. Jak mógł ci kazać tutaj przychodzić
w takim stanie... – Roma stara się mnie jakoś pocieszyć. Widocznie trochę przestraszyła się mojego lekko zielonkawego koloru twarzy.
- Nie kazał, tylko spytał...
Dlaczego ja go jeszcze bronię do cholery?!
Wytrzymuję na hali prawie dwa sety.
Potem uznaję, że jeśli zaraz nie wyjdę, to hałas i
tandetna muzyka z głośników rozsadzą mi czaszkę od środka.
- Roma zaraz wracam – rzucam w jej
stronę i co prędzej kieruję się do wyjścia. Na zewnątrz jest
jakieś minus trzysta pięćdziesiąt stopni, co skutecznie
powstrzymuję mnie przed wyjściem na świeże powietrze. Przemierzam
więc korytarz, by dostać się do łazienki, mając nadzieję że
okaże się dla mnie oazą spokoju chroniąc moją głowę przed
ostateczną eksplozją. Poza tym mój pęcherz nie jest
przyzwyczajony do przyjęcia dwóch litrów płynu w pół godziny.
- Hej Delfina – słyszę za sobą. Oczywiście! Prawie zapomniałam, że dzisiaj do szczęścia brakuję mi spotkania z Piotrkiem.
Głupio trochę w nieskończoność stać na środku korytarza plecami
do rozmówcy, więc z lekką niechęcią odwracam się w stronę
Nowakowskiego.- Cześć Piotrek, a ty nie powinieneś teraz radośnie podskakiwać wzdłuż boiska w ramach rozgrzewki?
- Pewnie bym podskakiwał, gdyby tylko trener umieścił mnie w składzie – uśmiecha się. No tak, to tłumaczyłoby dlaczego ma na sobie jeansowe spodnie i szarą bluze z herbem klubu. Jak bardzo mogę się jeszcze zbłaźnić?
- Ach, no tak – przebąkuję - przepraszam, to nie jest mój dzień – staram się zachować resztki godności.
- Widziałem cię na trybunach. Faktycznie, dość anemicznie idzie ci kibicowanie – uśmiecha się wesoło – Zibi zmusił cię żebyś tutaj przyszła? - pyta. Kiwam głową ze zbolała miną, co wywołuję jeszcze większy uśmiech na jego twarzy.
- Chodź, odwiozę cię do domu. Wezmę tylko kurtkę z szatni. Poczekaj chwilę – rzuca i znika gdzieś za rogiem.
Przypominając polską wersję Eskimosa,
czekam przed halą czując jak powoli tracę czucie w palcach lewej
ręki. Nie ma to jak w środku zimy stulecia zapomnieć o
rękawiczkach.
- Już możemy iść – słyszę za
swoimi plecami.
- Piotrek dziekuję, naprawdę. Jesteś moim wybawcą – uśmiecham się w podzięce, mimo że moja
mimika twarzy jest mocno ograniczona przez odmrożenie.
- A daj spokój, idziemy bo zaraz
zamarzniesz – macha ręką i szybko zmierza w stronę parkingu. A
ja staram się dotrzymać mu kroku i przy okazji nie wyrżnąć orła
na oblodzonym chodniku. Piotrek transportuję mnie pod blok,
gdzie ogrzana nieco klimatyzacją samochodową, jeszcze raz wyrażam
moją dozgonną wdzięczność, oraz obiecuję że jakoś mu się
odwdzięczę. Nie wiem jeszcze jak, ale na pewno coś wymyśle, gdy
tylko mój organizm ulegnie całkowitej detoksykacji.
Czyżby Delfina miała być w bliskich relacjach z Piotrkiem? ;-) Ciekawie.. :d
OdpowiedzUsuńPS. Uwielbiam to :-)
Delfina może jakiś romansik namiętny z Piotrkiem? Wtedy Zbyś zda sobie sprawę jakim wielkim uczuciem ją darzy, rzuci w cholerę Romę i będą żyli długo i szczęśliwie.
OdpowiedzUsuńIronio ma najdroższa, przyznaję się bez bicia, że o Tobie zapomniałam. Nadrobiłam to, co miałam nadrobić i już jestem na bieżąco. Podoba mi się Delfina, jest taka kapkę nieogarnięta. Czyżby coś z panem P. było na rzeczy?
OdpowiedzUsuńNiech szybko coś wymyśla, najlepiej coś niemoralnego!
OdpowiedzUsuńCzyżby Piotr miał być zastępstwem za Zbyszka?? Oj biedny on! Dziewczyna jest od lat zapatrzona w przyjaciela i ciężko będzie ją oduczyć kochać Zbysia. Chyba, że jak zacznie bratać się z Pitem to Zbyszkowi spadną klapki z oczu i będzie zazdrosny. Tym samym wyśle Romę do Rzymu i będą z Delfiną żyli długo i szczęśliwie i będą mieć dużo małych ciemnowłosych dzieciątek!
OdpowiedzUsuńhttp://blogniemoralny.blogspot.com/
Nie wiem czy jestem w stanie aż tak oswoić Zbigniewa, żebym ze spokojem mogła wyobrażać sobie jego przyszłe potomstwo.
UsuńOjcostwo sprawia, że łatwiej kogoś oswoić:). Taki uroczy dzidziuś na rękach faceta rozbraja:). Choć masz rację ciężko polubić kogoś an siłę. Mam to samo z Bartoszem Kurkiem, choć bym chciała to nie mogę zobaczyć w nim choćby zalążka mężczyzny:):)
UsuńByłam na meczu RAZ na ciężkim kacu i mam nadzieję, że wszystkie siły będą broniły mnie przed spożywaniem alkoholu dzień przed/w dniu meczu.
OdpowiedzUsuńPiotrek jako rycerz na białym koniu? Jestem zdecydowanie na tak. ;)