Zawsze uciekam gdy tylko problem
pojawia się na horyzoncie. To sposób łatwy i przyjemny, przez dużą
część społeczeństwa praktykowany, choć mało skuteczny. Brak
skuteczności owej metody nie powstrzymuję mnie jednak przed
powielaniem jej ilekroć nadarzy się ku temu okazja. Tak jak teraz.
Problem, jak nie trudno się domyśleć, ma imię – nazywa się
Piotr, który sam w sobie nie był problemem, dopóki niespodziewanie
nie zaczął mnie całować. Co spowodowało, nieco uciążliwy po
pewnym czasie, natłok myśli. Zrobił to tylko po to żebym w
końcu przestała histeryzować, czy może chodziło o coś więcej... Cholernie dobrze całuje... To w ogóle w porządku, że tyle o tym myślę, a on
siedzi mi w głowie i wcale nie chce z niej wyjść... Nie mogę
wiecznie siedzieć u rodziców, kiedyś będę musiała się z nim
spotkać... To tylko niektóre z nich.
Poza tym to jest przecież
Piotrek! Cichy, spokojny, introwertyk Piotr. Zupełne przeciwieństwo
Bartmana. Więc gdzie tu sens?! Gdzie jest logika?!
Siedząc pod kocem i kołdrą,
przykryta po uszy, słyszę dzwonek do drzwi. Święcie przekonana że
to listonosz, albo jakiś znajomy ojca, nie wzbudza to we mnie
większego niepokoju. A powinno. Chwilę potem słyszę Zbysia, który
wita się z moją matką i pyta czy może ze mną porozmawiać.
Nawet nie mam czasu spanikować, ani
pomyśleć o ewentualnym schowaniu się w szafie, bo moja rodzicielka
niemal natychmiast, bardzo z resztą gorliwie, zaprasza go do środka i
instruuje że siedzę w swoim pokoju. Szlag.
- Cześć Delfinko, czas najwyższy
się zbierać – włazi mi do środka, wcześniej nawet nie
pukając.- Zbierać niby gdzie? - wychylam się lekko z mojej pierzynowo-poduszkowej fortecy przed złem tego świata.
- Wracamy do Rzeszowa, zostawiłaś tam Piotrka zupełnie samego. Martwi się chłopak – stwierdza wesoło, ładując swój zadek koło mnie.
- W ogóle nie powinnam z Tobą rozmawiać – fukam na niego.
- Czyli jednak się gniewasz o te zaręczyny - stwierdza jakże błyskotliwie.
- Oczywiście że się gniewam!
- To dlaczego kłamałaś?
- A co ci miałam powiedzieć? Zajebiście że mówisz mi o czymś takim w ostatniej chwili? - pytam.
- Ok, przepraszam. Naprawdę chciałem ci wcześniej o tym powiedzieć...Ale wiesz, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, nie? - daje mi sójkę w bok.
- Niby co w tym jest dobrego? - podnoszę z zaciekawieniem brew.
- Jak to co! Gdybym nie powiedział ci o zaręczynach w ostatniej chwili, to nie poszłabyś do Piotrka, on by cię nie pocieszył, a ja nie miałbym stuprocentowej pewności, że będzie z was piękna para – uśmiecha się triumfalnie.
- Słucham?! Ja i Piotrek...
- Oh no daj spokój! Przecież widzę że coś do niego czujesz, tak jak widziałem co czujesz do mnie – mówi zupełnie normalnie, jakby właśnie prezentował pogodę - Proszę cię Delfina, ślepy by zauważył – dodaje, chyba tylko po to żeby mnie dobić.
Kiedy pierwszy szok mija zaczynam czuć kiełkującą we mnie frustracje, która w bardzo szybkim tempie urasta do rozmiarów sporej kuli śnieżnej.
- Chcesz mi powiedzieć, że przez
cały czas wiedziałeś co do ciebie czuję i nic z tym nie
zrobiłeś?! Jasna cholera, jesteś skończonym kretynem! – bije
go zawzięcie poduszką, co w ogóle nie robi na nim żadnego
wrażenia.
- Delfina, bo zrobisz sobie krzywdę
– łapie mnie za nadgarstek i wyciąga z ręki poduszkę.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? –
rzucam z wyrzutem.
- Czasem lepiej przymknąć na coś
oko i udawać że tego nie ma. Wiesz, mi na tobie naprawdę zależy.
Jesteś jedna z najważniejszych osób w moim życiu.Gdybym ci
powiedział że wiem, ale nie czuję tego samego, to wszystko by się
rozpieprzyło. Nigdy nie byłoby jak dawniej. A do tego nie mogłem dopuścić.
- A teraz? Co się niby zmieniło? -
pytam, zakładając ręce na piersi.
- To co sobie uroiłaś jest już
nieaktualne – wzrusza ramionami.
Zdaje sobie sprawę, że to jest ta jedna z nielicznych sytuacji kiedy Bartman ma rację. Chyba przeoczyłam gdzieś moment, w którym uczucie jakim go darzyłam przerodziło się w coś na kształt przyzwyczajenia.
Zdaje sobie sprawę, że to jest ta jedna z nielicznych sytuacji kiedy Bartman ma rację. Chyba przeoczyłam gdzieś moment, w którym uczucie jakim go darzyłam przerodziło się w coś na kształt przyzwyczajenia.
- Dobra pogadaliśmy, a teraz
naprawdę się zbieraj. O 16 mam trening, Kowal mnie zabije jeśli
znowu się spóźnię – wstaje energicznie i kieruje do drzwi.
- Czekaj! Ty to wszystko zrobiłeś
specjalnie! – dopiero teraz dostaję olśnienia, że ta wredna
menda wszystko ukartowała.
- Przecież mówiłem że ci kogoś
znajdę...
- Jak... ty... ty...
- O Boże, źle ci? - pyta,
rozkładając ręce.
- Nie, ale...
- To nie rób problemu tam gdzie go
nie ma...
- Zbyś? - pytam, wygrzebując się
spod kołdry – myślisz, że to się uda?
- Wszystko wyjdzie elegancko, masz
moje słowo – zapewnia mnie – Czekam na dole – krzyczy, będąc
na schodach.
+++
Zbigniew oswojony. Dziękuję.